czwartek, 15 września 2016

The Casual Vacancy/ Trafny Wybór

Książka napisana przez J.K. Rowling, wydana w 2012 roku, nie ma nic wspólnego z magią ani czarodziejami, znanymi z historii o Harrym Potterze. Opowiada o, na pozór, idyllicznym angielskim miasteczku Pagford, gdzie bogaci walczą z biednymi, młodzież z nauczycielami, a żony z mężami. Wszystkich bohaterów w jakiś sposób dotyka śmierć radnego Barry'ego Fairbrothera i rozpoczyna się walka o jego pusty stołek w Radzie Miasta.

Na pozór książka może wydawać się nudna, opowiadając o małomiasteczkowej społeczności i o wyborach do Rady, ale nic bardziej mylnego. Historia, która rozgrywa się na naszych oczach jest niejako tłem, na którym Rowling kreśli swoich bohaterów - i robi to cholernie dobrze. Nie spodziewałam się, że przedstawienie postaci, ich motywów, charakteru, wad i zalet może być bardziej wciągające niż sama historia.

Nie można pisać o tej książce nie charakteryzując jej bohaterów i ich relacji. Cała magia tej książki polega na tym w jaki sposób Rowling prowadzi narrację - płynnie, przechodząc z jednego bohatera na drugiego. Dawkuje informacje o ich życiu, odwołuje się do ich wspomnień i przeszłości, która ma tak ogromny wpływ na to jacy są i kim się stalo.

#Spoilers# 

poniedziałek, 21 września 2015

Maze Runner: Scorch Trails/ Więzień Labiryntu: Próby Ognia [2015]

Od 18 września w kinach możemy oglądać drugą część Więźnia Labiryntu, adaptacji drugiego tomu trylogii James'a Dashnera. Już po zwiastunach czułam przez skórę, że film nie będzie dobry. Ci co już czytali moje recenzje filmów, które są adaptacjami książek wiedzą, że jestem bardzo surowym krytykiem. Ponieważ książka nie była najwyższych lotów, miałam cichą nadzieję, że naprawią to, co można, dobrym i ciekawym scenariuszem. Myliłam się.

#Spoilers
Już po kilku minutach filmu wiedziałam, że "to nie tak miało być". Ja rozumiem zmiany w scenariuszu, rozumiem dostosowywanie historii, aby bardziej nadawała się na film, ale nie rozumiem zmiany całej koncepcji książki! Początek był napisany totalnie od nowa. 
Wyjaśniam główny sens 2 tomu: Tytułowe "Próby Ognia" to 2ga faza eksperymentu [pierwszą było zamknięcie w Labiryncie]. Uwolnieni chłopcy zostali zamknięci w dormitorium, pod pretekstem przewiezienia do innej placówki. Potem jednak okazuje się, że plan jest nieco inny. Według naukowców wszyscy są nosicielami wirusa Flare, ale nie wiadomo kto z nich okaże się na niego odporny. Dają im kilka dni, aby dotarli do "bezpiecznego schronienia" [ang. Safe Haven], gdzie dostaną antidotum. Nie mając wyboru przechodzą przez portal [w książce technologia jest bardzo zaawansowana, w filmie żadnego portalu nie ma..] i zostają przeniesieni na pustynię, [pamiętajmy, że klimat na Ziemi się zmienił i są częste wybuchy na Słońcu], przez którą muszą się przedostać. A w filmie?
Wygląda na to, że na pustyni znaleźli się przypadkiem. Thomas odkrył, że ludzie, którzy ich uratowali to nadal WICKED, czyli Ci sami, którzy zamknęli ich w labiryncie, i postanowił uciec. Do żadnej Bezpiecznej Przystani nie dotarli, końcówka książki w ogóle nie istniała w filmie.

Na tym różnice się nie kończą. W książce dowiadujemy się dużo później, że było więcej labiryntów - w filmie - na samym początku. Również pominięto bardzo ciekawy wątek z książki, mianowicie - Teresa znika, i Thomas nie wie co się z nią dzieje aż do samego końca,a tu? Jest z nimi przez cały czas. Kompletnie zrezygnowano z tego, że Thomas i Teresa mogli porozumiewać się telepatycznie. Nie ma również wątku z tatuażami, które Strefowcy znajdują na swoich ciałach [to również część eksperymentu], które mówią "zdrajca" albo "lider". Była to ważna zmienna eksperymentu, maniupulująca zachowaniami obiektów badania, która trzymała nas w napięciu do samego końca, zanim wyjaśniono całą zagadkę.

Reasumując - Szkoda. Wielka szkoda, bo można było zostawić to, co w książce było fajne, a nie z tego zrezygnować, i pozmieniać to, co było słabe - czyli całą resztę. Pozbawiono film tej tajemniczości, którą miała książka. Podano nam wszystko na tacy, spłycając fabułę jak tylko się dało. Uciekli, bo bali się o swoje życie, szli przez pustynię, a jedyną trudnością był piasek, [a nie wybuchy na Słońcu = niewyobrażalny upał] i czasami walka z zarażonymi "zombie". 
Jedyne co na prawdę oceniam na plus to gra aktorska [o Thomasie nie będę wspominać, bo on i Minho to dla mnie główny pretekst do obejrzenia filmu :)]. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Brenda. W książce nie byłam jej fanką, ale polubiłam bardzo jej kreację filmową. Za to Teresa strasznie mnie irytuje!
Muzyka zasługuje na uznanie, efekty specjalne też dają radę. Może ktoś, kto idzie zobaczyć do kina film, a nie adaptację książki, oceni go inaczej, ale ja nie mogę dać więcej niż:

  • Ocena: 2.5/5

czwartek, 18 czerwca 2015

Moje telefony na przestrzeni 15 lat

Patrząc na to w jakim tempie rozwija się technologia, a w szczególności telefonia komórkowa, już od jakiegoś czasu chciałam zrobić taki przegląd komórek, których używałam w ciągu tych 15 lat:

Nokia 3210
To chyba pierwszy telefon komórkowy większości z nas. Pamiętam, że dostałam go na początku liceum, więc w jakimś 2000 roku. Spadł mi na chodnik i zepsuł mu się wyświetlacz, a potem i tak ktoś wyciągnął mi go z kieszeni kurtki w autobusie :P








 
Nokia 3310
Skoro ukradli mi 3210, przyszedł czas na kolejny model, nieco bardziej pękaty :P










Nokia 3410 


Nokia 6100
Tu widzimy już kolorowy wyświetlacz! I chyba był aparat fotograficzny! Byłam nadal w liceum, więc to lata pewnie około 2002-2004










Nokia 7373
Tu już studia. Bardzo podobał mi się design tej komórki, i ciekawy sposób jej otwierania. Niestety miała jakiś problem z soft ware. Mam ją gdzieś jeszcze w szufladzie, ale jest niestety zawodna.








 
Nokia 3510i
Ponieważ 7373 była w naprawie, byłam zmuszona korzystać przez pewien czas z tego modelu. Pożyczyłam więc stary, nieużywany telefon siostry, bo potrzebowałam kontaktu ze światem. Nie polecam. Strasznie toporny, trudno się pisało SMSy, no i ciężko było wrócić to prymitywnego wyświetlacza, gdy od paru lat używało się kolorowego w wyższej rozdzielczości.






Nokia 7020
Mieszkając w Grecji [rok 2010] kupiłam sobie najnowszy wtedy model [ma grecką klawiaturę :)], miałam fazę na telefony "składane". Też fajny design, niestety miałam z nią problemy techniczne. Telefon wyłączał się bez ostrzeżenia. Mam ją nadal w szufladzie.
Mieszkając w Grecji [rok 2010] kupiłam sobie najnowszy wtedy model [ma grecką klawiaturę :)], miałam fazę na telefony "składane". Też fajny design, niestety miałam z nią problemy techniczne. Telefon wyłączał się bez ostrzeżenia. Mam ją nadal w szufladzie.




Nokia 2220 Slide
Z tego telefonu nie korzystałam często, ale dostałam go za darmo do umowy, którą podpisałam na telefon u greckiego operatora. Szybko jednak zepsuło się w nim ładowanie..









Nokia E52

Przez jakiś czas to był mój telefon służbowy, w latach 2011-2012. Całkiem przyjemny telefonik.










Samsung Galaxy Ace
Mój pierwszy telefon dotykowy! Byłam zachwycona ekranem i możliwością korzystania z Internetu. Służył mi ok 2 lat, musiałam zmienić, ponieważ miał za mało pamięci operacyjnej, i mimo zrootowania, nic nie dało się zrobić.








Samsung Galaxy S3 Mini
Jak pisałam wyżej, musiałam zmienić telefon z powodu małej ilości pamięci operacyjnej. S3 wydawał mi się za duży, więc zdecydowałam się na wersję mini. Działa do dziś, sprzedałam za jakieś 150 zł. Służył mi od 2012 do 2015. Musiałam wymienić baterię w międzyczasie, bo niestety nie wyrabiała.








Samsung Galaxy S5
Internet w telefonie to rzecz konieczna i głównie dlatego zmieniłam telefon. Poprzedni model nie działał w technologii LTE. Zapragnęłam też mieć nieco większy ekran, więc zdecydowałam się na kolejny model ze stajni Samsunga, i jak na razie jestem zachwycona! O wiele wygodniej korzysta się z Internetu i bateria trzyma bardzo długo.







Podsumowanie:
Przez 15 lat przewinęło się przez moje ręce 12 telefonów. Na początku byłam wierna Nokii [9 telefonów],  a teraz jestem wierna Samsungowi [3 telefony]. Moje pierwsze telefony na pewno rzadziej się psuły - mogły upaść na podłogę, rozpaść się na części, i po złożeniu nadal działały! 
Przez ten czas na pewno przeszły metamorfozę. Pamiętam Centertela mojego ojca, który był wielkości cegły. Później telefony szły w kierunku zmniejszenia swoich rozmiarów. Powoli zielone ekraniki z czarnymi pikselami zastępowały te kolorowe, o większej rozdzielczości. Obecne komórki to małe komputery. Dają nam tak wiele możliwości i wielu z nas nie wyobraża sobie życia bez nich. Ja mam to szczęście, że jestem z pokolenia tych, którzy jeszcze pamiętają jak wyglądało życie bez komórek. Wspominam to z melancholią, ale cieszę się z tego, że teraz jednak są!
Aż strach pomyśleć co będzie za kolejne 10 czy 15 lat!! :)

czwartek, 11 czerwca 2015

The Eye of Minds (The Morality Doctrine #1)

Po przeczytaniu serii Maze Runner Jamesa Dashnera, postanowiłam dać szansę innej serii
tego autora "The Mortality Doctrine". Opis wydawał się być bardzo interesujący.

Główny bohater, Michael, większość życia spędza w VirtNet, Sieci podobnej do dzisiejszego Internetu, ale o wiele bardziej zaawansowanej. Dzięki technologii i wystarczającej ilości funduszy, każdy może na własnej skórze doświadczyć różne fantastyczne światy, ryzykować życie bez obaw o śmierć, lub po prostu spędzać miło czas ze swoimi przyjaciółmi z Sieci. Wszystko za sprawą specjalnej maszyny zwanej Coffin [Trumna], gdzie zapada się w Sen [Speep]. Podłączony do owej maszyny, człowiek jest podatny na wszystkie bodźce doznawane w grze (np ból, zimno, goraco itp], i odżywiany dzięki specjalnym rurkom, dzięki czemu może spędzić we Śnie dni, tygodnie a nawet miesiące.

Okazuje się, że pewien Gracz o nicku Kaine przetrzymuje innych graczy jako zakładników w VirtNet, i w efekcie doprowadza do ich śmierci mózgowej, co skutkuje śmiercią w Wake, czyli świecie rzeczywistym. Dlaczego to robi? Nie wiadomo...
Rząd wie, że jedynym sposobem na złapanie przestępcy jest dobry hacker. Od dawna przyglądali się Michaelowi i jego 2 przyjaciołom z Sieci, i chcieli mieć ich w swoim zespole. Lecz ryzyko jest ogromne. Aby odnaleźć Kaine'a, nasi bohaterowie muszą zaszyć się w ciemne zakamarki Sieci, których przedtem nie oglądał żaden człowiek.
Jednak linia pomiędzy grą a rzeczywistością jest cienka, i może zostać zatarta już na zawsze. 

Fajne, pomyślałam. Jestem graczem, więc opowieść o zaawansowanych grach i wirtualnej rzeczywistości, gdzie doświadcza się wszystkiego w okół musi być fajna! Niestety, nic bardziej mylnego...

#Spoilers# ale jeśli chcesz czytać dalej, kliknij poniżej: